W najlepszej wierze i z uśmiechem na twarzy składamy zamówienie. Kelner zamiast powiedzieć "dziękuję" wyraża zdumienie połączone z dezaprobatą. Jeśli sporo narozrabialiśmy, przyjdzie do nas szef kuchni i w niewybrednych słowach powie, że on czegoś takiego nie przygotuje. Tak, tak - są rzeczy, których lepiej nie zamawiać.
W Czechach lepiej nie zamawiać piwa z sokiem. Co prawda, sława polskiego wynalazku dotarła już do części tamtejszych restauracji, więc w niektórych dantejskich scen nie zobaczymy, ale w szanujących się piwnicach piwnych scenariusze po zamówienia piwa z sokiem są następujące:
– kelner przynosi nam piwo, a w szklaneczce sok;
– kelner upewnia się o co nam chodzi, przynosi piwo, a w kieliszku sok i mówi, że on czymś takim piwa nie zhańbi;
– kelner konsultuje się z obsługą i odmawia podania, mówiąc, że to szanujący się lokal i u nich takiego upadku obyczajów nie będzie się tolerować.
Kolejnym przypadkiem jest ketchup we włoskiej pizzerii. Mówiąc włoskiej nie mamy na myśli tylko położenia geograficznego, ale także – a może przede wszystkim styl prowadzenia. W niektórych lokalach wywieszono już nawet kartkę “do prawdziwej włoskiej pizzy ketchupu nie dodaje się”. No bo pomyślmy – kucharz męczy się nad wykwitną kompozycją smaków, poszukuje składników, przyprawia, osiąga efekt wypracowywany przez stulecia kulinarnej tradycji, a my co? Zalać to ketchupem. Zgroza po prostu i ból zębów. W niektórych lokalach na południe od Neapolu grozi nam za to wyrzucenie z lokalu i wilczy bilet na resztę pobytu.
Osobną kategorią jest jedzenie w restauracji w Azji, w szczególności w tych, których tradycyjnie jada się rękoma. Często obsługa będzie patrzeć na nas ze zgorszeniem (choć uwagi nie zwróci, bo ich kultura tego nie przewiduje), kiedy nie daj Boże zaczniemy posługiwać się przy stole lewą ręką. Ta, według Hindusów czy Tajów służy tylko do hm… celów higienicznych, stąd taka, a nie inna reakcja.
A jeśli zdarzyła się wam któraś z wpadek, to na pocieszenie posłuchajcie historii, którą słynny znawca i popularyzator kuchni, Robert Makłowicz opisał w książce “Cafe Museum”. Otóż we Włoszech poprosił on do pasty z owocami morza tarty parmezan. Reakcji szefa kuchni Makłowicz nie zapomni do końca swego życia…